Jak dobrze, że znów jest zima…
Kocham śnieg! Tylko w Polsce ostatnio coś z tym śniegiem krucho. Gdy nadchodzą zimowe ferie to pierwsze skojarzenie jakie przychodzi mi do głowy to właśnie śnieg i góry … i narty oczywiście. W ubiegłym roku grzaliśmy się pod tajskim słońcem więc w tym roku, bez dwóch zdań, wiadomo było, że pojedziemy szukać śniegu. Włoskie Dolomity i Andalo było dla nas miłym domem przez calutki tydzień. Mieszkaliśmy w nowiutkiej Mille Montagne
a widok z okna, nie ważne o jakiej porze dnia, podobał mi się najbardziej.
Skoro humory od rana dopisywały, najszybciej jak się udało zebraliśmy co potrzeba i ruszyliśmy w stronę stoku. Dzień zapowiadał się pochmurnie, ale gdy człowiek jest spragniony śniegu i nart nie ma to zbyt wielkiego znaczenia. W miarę jak nogi zaczynały czuć zmęczenie częściej spoglądaliśmy w niebo 🙂 i strasznie miło się zrobiło gdy wiatr przegonił chmury a promienie słońca zalały swoim ciepłem wszystkie doliny. Tym razem nie będę zanudzać zbytecznymi opisami. Zdjęcia oddają więcej niż każde napisane tu słowo. Na stokach spędziliśmy przecudny czas. Mogliśmy gnać ile sił w nogach, ciesząc się przy tym fantastycznymi widokami. Wspaniały to był czas!
Jednego dnia chmur było tak dużo, że postanowiliśmy pojechać do Muzeum Historii Naturalnej : Museo delle Scienze MUSE, na kilku piętrach zgromadzono tu przeróżne eksponaty. Dzieciaki mogły dotykać, doświadczać, testować, oglądać. Na najwyższym piętrze można dotknąć lodowca. W jednym ze środkowych pięter ukryto eksponaty związane z podróżami kosmicznymi. Nie zabrakło też elementów iluzji, eksponatów biologicznych jak również małej palmiarni. Dla dzieci bardzo fajna atrakcja warta zobaczenia.
Po wizycie w muzeum szukaliśmy miejsca na lunch, ale oczywiście zastała nas sjesta ( choć jej sensu zimą nie za bardzo widzę). Wróciliśmy do Andalo na lekkim głodzie, na szczęście sklep spożywczy mieliśmy po drugiej stronie ulicy 🙂
Następnego dnia chmury gdzieś uciekły i wróciliśmy na ośnieżone stoki. Zawsze planując wyjazd na narty łudzę się, że aktywność na zimnie pozwoli nie przytyć, ale gdzie tam! Co rok to samo 🙂 o 11:00 przerwa na kanapkę, gorącą czekoladę lub coś mocniejszego , potem o 14:00 obiad i jakoś tak bilans mi się mocno rozjeżdża 🙂 i pewnie za rok znów będę się łudzić, że może jednak tym razem nie wrócę z nadbagażem do domu 🙂
Jedna myśl w temacie “WŁOCHY, ANDALO STYCZEŃ 2020”