Wakacje w Chorwacji wydały się nam dobrym pomysłem ze względu na bezpośrednie połączenie z Poznania do Dubrovnika. Gdy podróżujemy z dziećmi, czas jaki poświęcamy na dojazd staramy się skurczyć jak tylko się da. Wówczas dzieci mogą spędzić go bez większej nudy. Wakacje rezerwowane z przynajmniej pół rocznym wyprzedzeniem pozwalają nam rozłożyć wydatki w czasie jak również możemy skorzystać z pełnej oferty wakacyjnych domów i tańszych biletów lotniczych – co przy czteroosobowej wyprawie nie jest bez znaczenia.
Na lotnisku w Dubrovniku wynajęliśmy auto. Wypożyczalni jest tam dość dużo więc można znaleźć coś na miarę każdego portfela. Patrząc z boku wygląda to na wielki chaos jednak funkcjonuje nader dobrze.
Wsiedliśmy do auta ( średniej czystości) i już po 20 minutach byliśmy w naszym hotelu. Wynajęliśmy Astarea Villas Mlini – dwupokojowy dom z aneksem kuchennym, oddzielnym wejściem i dużym tarasem. Obok znajdował się Hotel Astarea, w którym ciężko doszukać się jakiegokolwiek luksusu. Jednak domki zasługują na uwagę. Czyste, nowe, z widokiem na morze pozwalają mieć dużo prywatności.
Oglądnęliśmy zachód słońca i zmęczeni po podróży poszliśmy spać. Następnego ranka ruszyliśmy na podbój Dubrovnika. Mlini to taka „sypialnia” Dubrovnika, z racji bliskości jest doskonałym punktem wypadowym. Pierwsze kroki w Dubrovniku skierowaliśmy na górę Srd. Wjeżdża na nią kolejka. Można oczywiście wejść o własnych siłach, ale mając do zwiedzania miasto chętnych na takie rozwiązanie nie było zbyt wielu. Wybraliśmy zatem wjazd kolejką
Widoki z tarasów na samej górze są wprost imponujące.
Będąc w Dubrovniku koniecznie należy zaplanować sobie spacer po murach otaczających miasto. Pomimo wielkiego upału udało się nam przejść z dziećmi większą część.
Dzięki temu, że poruszaliśmy się po okolicy wynajętym samochodem, dawało nam to pełną swobodę w planowaniu miejscowych wycieczek. Oczywiście skorzystaliśmy z tego natychmiast udając się promem na wyspę Korcula. Wyjechaliśmy wcześnie rano. Po krótkim przystanku w Stone, które znane jest z hodowli ostryg i z ruin zamku na wzgórzu Gardina pojechaliśmy w stronę przeprawy promowej.
Po przyjeździe na miejsce, kupiliśmy bilety na prom i nim ten do nas dopłynął mogliśmy podziwiać okolicę utopioną w chmurach, które opadały coraz niżej sprawiając wrażenie jakby niebo pochłaniało wszystko co spotka na swej drodze. Gdy dotarliśmy na wyspę, skierowaliśmy się do miasta o tej samej co wyspa nazwie. Starówka zapraszała turystów do środka majestatyczną bramą główną. Zwiedziliśmy katedrę św. Marka, ale nie to było naszym głównym celem.
Najważniejsze było odwiedzić dom, w którym mieszkał Marco Polo. Odnaleźliśmy pozostałości domu z wieżą, w którym mieści się teraz muzeum poświęcone działalności podróżnika. Bardzo ciekawy, choć mocno zaniedbany kawałek historii.
Po odwiedzeniu domu podróżnika trafiliśmy do najbardziej czarującego sklepu z pamiątkami jaki kiedykolwiek widzieliśmy. Zdawało się jakby każdy przedmiot miał tu swoją historię. Ciężko było nam z niego wyjść – oj ciężko!
Czekając na prom w powrotną stronę raczyliśmy się miejscowymi owocami morza
i podziwialiśmy miasto, które nie bez powodu nazywane jest małym Dubrovnikiem. Pełne wdzięku i zwyczajnie „przytulne” – w każdej uliczce przypominało o swojej długowiecznej historii.
Dzieci były bardzo zadowolone z tej wycieczki.
Wracają oczywiście konieczne były zakupy w sklepie z winami z okolicznych winnic. Zrobiliśmy spooore zakupy.
Dość zmęczeni wróciliśmy do domu, ale nie przeszkadzało to w wieczornej kąpieli.
Ostatnia wycieczka po okolicy to wyjazd do miasta Cavtat. Położone jest ono ok 20 kilometrów na południe od Dubrovnika. Urocze, małe miasteczko z mariną wypełnioną luksusowymi jachtami. Założone przez Greków posiada kilka zabytków wartych zobaczenia, ale oglądanie jachtów było znacznie przyjemniejsze.
Oglądnęliśmy mauzoleum Rodziny Racic, choć nie była to wielka atrakcja i dzieci się tu raczej wynudziły. W kościele Św. Błażeja dzieci przymierzyły się do organów i wspólnie pośmialiśmy się z ręki księdza wystającej z ambony. Księdza niestety widać nie było, nawet z piętra chóru, na które musieliśmy wejść kręconymi schodami.
Tygodniowe wakacje w Dubrovniku upłynęły. Czas wracać do domu. Chorwacja jest bardzo przyjazna dla polskich turystów, których jest tak wielu, że zaczynamy się tu czuć jak w domu. Wszędzie słychać język polski. Może dlatego dzieci czują się tu naprawdę dobrze.