Dzień dobry Rodos!
Nasze pierwsze zagraniczne wakacje w komplecie 2+2. Podróżowaliśmy z biurem podróży i transfer z lotniska mieliśmy zapewniony pod same drzwi hotelu. Był to jednak najdłuższy transfer jaki mogłam sobie wyobrazić. Nasz kierowca o przeboskim imieniu Christos wyprowadził mnie z równowagi już po kilkunastu minutach, kiedy to postanowił zaparkować autokar z turystami na stacji benzynowej i nie tankując ani litra benzyny , zniknął na dość długo. Wtedy myślałam, że to tylko pojedynczy przypadek. Jak się później okazało – wszyscy Grecy mają spory luz do swoich obowiązków a jakiekolwiek umowy są rzeczywiście tylko hipotetycznie umowami. W rzeczywistości Grecy mają dość mocno zachwiane poczucie czasu i obowiązkowość. Ale co tam … przecież to wakacje -wszystko się uda!
Mieszkaliśmy w bardzo miłym hotelu : Mikri Poli , gdzie spotkaliśmy trzydziestoosobową grupę z Polski, która akurat odbywała praktyki hotelarskie na Rodos. Byliśmy jedną z trzech rodzin polskich w tym hotelu – zatem rozpieszczano nas z każdej strony. Wystarczyło, że pokazaliśmy się w restauracji – już czekało na nas przytulne miejsce i krzesełka dla dzieci. Rzeczywiście mile nas przyjęto.
Hotel rzeczywiście jest bardzo przyjazny dla dzieci. Na każdym kroku kolorowe figury, place zabaw i basen przystosowane dla najmłodszych.
Wyspa jest na tyle mała, że śmiało można ją zwiedzić z dziećmi. Bez zbędnego zmęczenia. Wynajęliśmy samochód i postanowiliśmy pojechać do Doliny motyli, gdzie można podziwiać pięknie ubarwione, tysiące motyli występujących tu w takiej ilości od czerwca do września. Rzadkie gatunki obsiadają drzewa pośród których poprowadzono ścieżkę edukacyjną. Niesamowicie wygląda rodzina motyli podnosząca się do lotu. Gdy stoi się pomiędzy odlatującymi osobnikami można dokładnie oglądnąć każdego z bliska. Często przelatują tuż obok aby choć na chwilę przysiąść na ramieniu czy głowie albo po prostu spłoszone przez natrętnych turystów uciekają. Ścieżka prowadzi dość stromo pod górę i niestety z wózkiem nie da się łatwo przebyć tej trasy. Całe szczęście, że najmłodszy z nas podróżował w spacerówce, którą łatwo można złożyć.
Korzystając z auta odwiedziliśmy inną część wyspy – Lindos. Miejsce, które ukradło mi serce. Każdy kto przyjeżdża na Rodos powinien pokusić się o to by zwiedzić Akropol, z którego roztacza się prześliczny widok na zatokę i morze oraz całe miasteczko. Oczywiście droga wiedzie cały czas pod górę a leniwi turyści korzystają z usług biednych osiołków, które wnoszą ich na swych grzbietach na sam szczyt. To niestety nie był dla moich oczu przyjemny widok. Całą trasę pokonaliśmy z dziećmi pieszo i szczerze nie rozumiem zwiedzania tak pięknego miasteczka z grzbietu zwierzęcia. Ech. Wracając do Lindos. Bieli się ono z daleka. Przy drodze prowadzącej do miasta jest kilka punktów widokowych, zazwyczaj wypchanych turystami po brzegi. Jednak udaje się czasem zatrzymać w spokojnym miejscu i zachować wspomnienie na fotografii.
Zanim wdrapaliśmy się na sam szczyt, postanowiliśmy zjeść typowy grecki obiad w jednej z tawern. Strzał w dziesiątkę! Ugościła nas rodzinna tawerna, w której nie było menu a jednak obsłużył nas Grek, który zaproponował po prostu to co robią najlepszego , z produktów, które akurat dziś zakupił. Niesamowicie i jednocześnie baaardzo smacznie! Nie szukajcie masowych jadłodajni – są one co prawda tanie, ale prawdziwe smaki Grecji są im obce. W tawernie spędziliśmy najlepszy czas podczas naszych wakacji. Było błogo, smacznie i leniwie. Boski czas!
Po pysznej uczcie przyszedł czas na podziwianie Akropolu. Wózek oczywiście tym razem stał się sporym utrudnieniem i pozostał na dole przy kasach. A my krok za krokiem – dość leniwym – wdrapaliśmy się na górę. Widoki warte zobaczenia.
Potem przyszedł czas na radość dla ciała. Kąpiel w cieplutkiej zatoce z widokiem na ruiny – kapitalna! Woda była tu najpiękniejsza i najcieplejsza spośród wszystkich jakie w Rodos widzieliśmy.
Następnego dnia postawiliśmy na zabawę z dziećmi. Calusieńki dzień spędziliśmy na Water Park – Faliraki . Każdy tu znalazł coś dla siebie, dzieci wymoczone i wybiegane w nocy spały jak aniołki.
Na koniec wakacji zafundowaliśmy sobie spacer ulicami stolicy wyspy Rodos. Każdy budynek ma tu jakąś historię do opowiedzenia. Dzieci pieniążki do fontanny wrzuciły – zatem nie pozostaje nam nic innego jak wrócić i odszukać te skrawki historii, które ominęliśmy z przyczyn tak zwanych – różnych.